Maro Engel raz jeszcze zasiadł za kierownicą hypercara AMG z silnikiem F1 i ustanowił czas 6:29,09.
Przestronny minivan po kilku latach bycia nudnym i poprawnym do bólu autem, otrzymał zastrzyk emocji
Nie ma jednak co spodziewać się euforii z użytkowania, godnej podróży Civiciem Type-R. Jazz został skonstruowany od zera, ale wciąż zachował cechę, która czyniła go pewnym fenomenem w swojej klasie - wzdychanie emerytów. Zwłaszcza jeśli mówimy o designie - z jednej strony auto jest atrakcyjne i nowoczesne, z drugiej z kolei, gdyby nie reflektory w technologii LED, to patrząc na auto od przodu ciężko byłoby stwierdzić, czy to tegoroczny, trzyletni, czy liczący sobie kilkanaście lat samochód.
Honda Jazz wygrywa jednak czym innym - innowacją schowaną pod niczego niezdradzającą karoserią. Pierwsze skrzypce może tu grać układ hybrydowy - szeregowy, a więc taki, w którym pierwsze skrzypce gra jednostka elektryczna, a nie jak to zazwyczaj w podobnych konstrukcjach bywa - spalinowa, która przez elektryka jest jedynie wspierana. Benzynowy motor ma pojemność 1,5-litra, a cały układ generuje 109 KM - nie rzuca na kolana, ale w praktyce naprawdę daje szansę żwawo przemieszczać się po mieście. Pierwszą setkę auto osiąga po 9,5 sekundy, więc wciąż nie mamy tu do czynienia z autem dla miejskich rozrabiaków. Praktyka pokazuje jednak, że da się z tym autem żyć naprawdę sprawnie, o ile już przyzwyczaimy się, że przy energicznym przyspieszaniu w środku robi się naprawdę głośno. Wysokie rejestry obrotowe to jednak nie to, co Honda Jazz uwielbia, wszak mamy tu do czynienia z hybrydą, a więc prym wieść powinna ekonomia. Jak jest z rezultatami spalania? Wedle zapewnień producenta, powinny być to wartości poniżej 4 litrów, co oczywiście jest raczej ciężkie do osiągnięcia, ale 4,5-5 litrów przy zwyczajnym poruszaniu się po mieście to całkiem dobry wynik.
Na mnie jednak największe wrażenie robi wnętrze. Po pierwsze - czujesz się jak w akwarium. Już dawno nie siedziałem w nowym samochodzie, którego słupki są tak cienkie, a jednocześnie którego szybki poprzedzające okna w drzwiach - tak znacznych rozmiarów. Sprawia to wrażenie siedzenia w autobusie, bo tylko takie porównanie ilustruje znakomitą widoczność z wnętrza Jazza. Wrażenie robi też względny minimalizm, co potęguje dodatkowo niewielka kierownica o dwóch ramionach. Poza tym - naprawdę niezłe wykonanie i jest tu po prostu schludnie i przytulnie. Olbrzymia ilość schowków, czy ergonomiczne rozwiązania (takie jak chociażby brak tunelu środkowego, wodoodporny materiał foteli czy uchwyty na kubek, które w upalny dzień chłodzone są nawiewem klimatyzacji) sprawiają, że jest to samochód, którym chce się podróżować, także z rodziną, choć tu pewnymi ograniczeniami oczywiście stają się gabaryty samochodu. 304 litry bagażnika to nie jest rezultat rzucający na kolana, za to są inne atuty - niski próg załadunku oraz tzw. Magic Seats, czyli system składania tylnych foteli, dzięki którym przestrzeń w ich okolicy wykorzystywana jest w pełni, nie tworząc nierównej powierzchni i oferując finalnie przeszło 1200 litrów powierzchni użytkowej. Pozostając jeszcze przy wnętrzu warto wspomnieć, że skutecznie producent połączył tu fizyczne przyciski z ekranami (centralnym oraz tym za kierownicą, które pokryte są lekko matowym szkłem, nieźle radzącym sobie z promieniami słonecznymi). Dzięki temu łatwiej się odnaleźć w instrumentach pokładowych, a guziki np. ogrzewania foteli, możemy obsłużyć w rękawiczkach.
Na pokładzie znalazło się też mnóstwo systemów wspierających bezpieczeństwo. Można wręcz powiedzieć, że ich liczba przytłacza, ale na szczęście współdziałają ze sobą i nie próbują wejść na głowę kierowcy. Co prawda czujnik martwego pola oraz asystent utrzymywania pasa ruchu bywa natarczywy i co bardziej nerwowi kierowcy powinni wyrobić sobie nawyk ich wyłączania tuż po odpaleniu silnika (tak - uciążliwe), ale generalnie z Jazzem żyje się dobrze i czuć, że są to rozwiązania przemyślane. Stworzone po to, by wspierać, a nie spełniać europejskie normy i dumnie błyszczeć wyłącznie w katalogach sprzedażowych. Nieźle sprawuje się zwłaszcza aktywny tempomat, który wie co robi, przyspiesza dynamicznie i bez zbyt długiego zastanawiania się, a do tego jest naprawdę prosty w obsłudze, jak większość systemów pokładowych w Jazzie.
Honda daje po sobie poznać, że jest minivanem (swoją drogą zauważyliście, że to całkiem wymierający gatunek?), pomimo tego, że Japończycy raczej pozycjonują ją w segmencie B. Auto trochę przechyla się na boki, będąc dodatkowo podatnym na podmuchy bocznego wiatru. Na szczęście inżynierowie popracowali nieco nad zawieszeniem, które jest dla niektórych nawet odrobinę zbyt twarde, choć sam uważam, że skrojono je w sam raz, a czasami zbyt mocne dobijanie wynika po prostu ze stosunkowo krótkiego rozstawu osi. Po nauczeniu się zachowania auta w zakrętach, można sprawnie przemykać po łukach, mając pełnię kontroli nad autem, jednocześnie nie wzburzając nerwowych procesów w żołądkach pasażerów.
A ile to wszystko kosztuje? Sporo. Testowana wersja Executive to ponad 105.000 zł. Honda wie, że europejski, a zwłaszcza polski rynek, jeśli chodzi o segment B raczej nie lubi zbliżać się do magicznej bariery 100 tysięcy, wobec czego lokalny importer przygotował opcje najmu długoterminowego oraz korzystnego leasingu. W zamian otrzymujemy bardzo funkcjonalne auto jak na te gabaryty, z naprawdę świetnym wyposażeniem (na pokładzie m.in. podgrzewana kierownica, podgrzewane fotele, które ciągle uruchamiam przez przypadek kolanem, szereg wspomnianych systemów bezpieczeństwa, kamery, asystenci, systemy łączenia się ze smartfonem również bezprzewodowo, bezkluczykowy dostęp, itd.). Czy warto? Jak zwykle wszystko sprowadza się do oczekiwań. Jeśli przemawia do Ciebie funkcjonalność Jazza - a tej nie brakuje, a ponadto podoba Ci się jego stylistyczny przekaz, to naprawdę warto rozważyć tę propozycję. Może nie jest najtańsza, ale biorąc pod uwagę korzystne możliwości finansowania oraz niższą utratę wartości aut japońskich, istnieje spora szansa, że ta odwaga w wyborze przyniesie korzyści nie tylko użytkowe.
Maro Engel raz jeszcze zasiadł za kierownicą hypercara AMG z silnikiem F1 i ustanowił czas 6:29,09.
Ducati Multistrada Pikes Peak V4 ocieka sportem, dzięki wprowadzonym innowacjom i nowemu zawieszeniu Öhlins.
Czytelnicy wybierają cel, my ruszamy w drogę – te proste zasady zmieniły się dla nas w wymarzoną przygodę.
Włoski hot hatch na bazie Fiata 500 miał długie i owocne życie, ale nadszedł czas pożegnania.
Maro Engel raz jeszcze zasiadł za kierownicą hypercara AMG z silnikiem F1 i ustanowił czas 6:29,09.
Nowoczesne coupe Caterhama z elektryczną technologią Yamahy zakończy proces rozwojowy w 2025 r.
Mulliner to wersja specjalna dla klientów, którym zwykły Continental GT wydaje się zbyt pospolity.
RS5 następnej generacji zastąpi jednocześnie modele RS4 Avant i RS5 Sportback.
McLaren zapowiada premierę nowego hipersamochodu W1 - duchowego następcy F1 i P1.
Nasilają się plotki o powrocie na rynek Nissana Silvia opartego o elektryczną architekturę Alpine.
Toyota testuje Corollę GR na Nürburgringu, co wywołało lawinę spekulacji o przyszłości tego modelu.
Firma CNC Motorsport podjęła się stworzenia nowych Fordów Sierra RS500 Cosworth wyścigowej grupy A.
Szybki coupe-crossover A390 będzie drugim modelem w elektrycznym portfolio marki Alpine.
Technologia sześciosuwowa Porsche to szansa na zwiększenie mocy silnika przy zmniejszeniu emisji.
Ducati Multistrada Pikes Peak V4 ocieka sportem, dzięki wprowadzonym innowacjom i nowemu zawieszeniu Öhlins.
Na potrzeby serii Australian Supercars Toyota zamontuje w Suprze jednostkę 5.0 V8 2UR-GSE Lexusa.