BLEU DE CHANEL L’Exclusif. Bursztynowo-drzewna kompozycja, która redefiniuje nowoczesną męskość i ponadczasową elegancję.
Lifting małego crossovera z Niemiec to żadna rewolucja. I chyba nikt nie ma mu tego za złe.
Początkiem bieżącego roku Volkswagen ogłosił odświeżoną wersję udanego i lubianego nie tylko w Polsce T-Crossa. To samochód o optymalnych gabarytach - świetny do miasta, ale i satysfakcjonujący w trasie. Auto - choć nie było jakieś okrutnie stare - to w świetle ostatnich nowych linii modelowych marki, dawało się odebrać jako coś bardziej leciwego niż w rzeczywistości. Część klientów upatrywała w tym rzecz jasna atutów - normalna obsługa, mniej drażniących systemów czy wszędobylskiej ekranów - ale prawdą jest, że lekkie odświeżenie T-Crossowi z pewnością nie zaszkodziło.
Niemcy mieli świadomość, że model ten nie był i nigdy nie będzie czymś, co stanowi o “być albo nie być” marki na rynku. Klienci go lubią za wspomniane gabaryty i segment (to w technicznie rzecz biorąc podniesione o 4 cm Polo, choć bez możliwości wyposażenia w napęd obu osi), co jednak nie wpływa na pozycję producenta w rankingach globalnej sprzedaży i potyczkowania się chociażby z Toyotą. Firma widzi jednak, że T-Cross ma spore grono zwolenników, nie pozostawiła więc modelu na pastwę losu i od kilku miesięcy mamy na rynku jego odświeżoną wersję.
Zestawiając nowego T-Crossa z poprzednim można zauważyć pewne zmiany, głównie w środku. Porównując go jednak do potencjalnych rywali, konstrukcyjnie już dość trąci myszką. Możemy upatrywać tego jednak w przychylności do żądzy klientów podróżowania “klasycznym Volkswagenem” - skoro wzięto się za jakiekolwiek zmiany, to chyba świadomie nie pozwoliliby sobie na takie “olewanie” tematu?
Jaki T-Cross jest w odbiorze? Wydaje się kompletny - przyjemny kompan do życia na co dzień. Oczywiście to poniekąd wynikowa egzemplarza prasowego, który był dość dobrze wyposażony, ale w zasadzie otwartość Niemców do swobody konfigurowania sprawia, że każdy zbuduje sobie optymalny pojazd dla siebie. W naszym samochodzie na uwagę zasługiwały przede wszystkim matrycowe reflektory (auto już w standardzie ma LED-y dookoła), które doceniliśmy zwłaszcza podczas nocnych przechadzek w deszczu. Poza tym - komplet systemów bezpieczeństwa (co ważne - łatwych do wyłączenia) czy aktywny tempomat.
Ten model Volkswagena już wcześniej słynął z przyjemnej konfiguracji układu zawieszenia. Samochód nastawiony jest na wygodę i komfortowe resorowanie (to też powód dla którego w T-Crossie można mieć maksymalnie 18-calowe obręcze), ale nie porzuca zupełnie pewności prowadzenia. Wcześniej jeździliśmy takim autem ze 150-konną benzyną 1.5 TSI i trzeba przyznać, że był to znakomity wariant. Znikome spalanie, świetna dynamika. Teraz również dostępny jest ten silnik, choć w nasze ręce trafiła mocniejsza z dwóch wersji trzycylindrowych 1.0. Cóż - 116-konna odmiana pozwala w miarę przyjemnie żyć z T-Crossem, ale model o mocy 95 KM może być niekiedy niewystarczający. Czasem podczas testu drażnił nas dźwięk jednostki R3 (zdarza się, że lubimy pracę takich silników), ale jako całokształt raczej nie mieliśmy większych zastrzeżeń do jego działania.
Niewielka pojemność skokowa sprawia, że motor ma trochę więcej pracy do wykonania, przez co okazuje się, że takie 1.0 TSI sprzęgnięte z nieustannie skutecznym DSG o siedmiu przełożeniach zużywa w zasadzie tyle samo benzyny co wspomniane 1.5 TSI. Ciągle mówimy jednak o przyjemnych dla kieszeni wartościach, choć jak na te gabaryty i masę ok. 1200 kg wyniki przekraczające 7 litrów nie są jakimś rekordem ekonomiczności. Auto osiąga setkę w jakieś 10 sekund i mknie maksymalnie 193 km/h - na co dzień pewnie wystarczy, ale czy podoła wyzwaniom rzucanym przez rywali?
Volkswagen przyzwyczaił klientów do tego, że jest dobrym kompanem, “po niemiecku” nie wychylający się przesadnymi ekstrasami i udziwnieniami. W dobie walki z autami z tak wielu kontynentów i tak licznych producentów może jednak okazać się, że będzie to niewystarczające. Lifting wyszedł autu na dobre, ale zmian mogłoby być trochę więcej.
Podstawowy T-Cross na szczęście nie przekracza 100 tys. zł w cenniku, ale za przyzwoicie skonfigurowane auto trzeba zapłacić już 20% więcej. Testowany samochód dobijał do 150 tys. zł. To ciągle niezła oferta, ale klienci bombardowani atrakcyjnymi designami, nowoczesnymi rozwiązaniami i po prostu świeżością rynkową mogą zacząć rozglądać się za czymś bardziej przełomowym.
BLEU DE CHANEL L’Exclusif. Bursztynowo-drzewna kompozycja, która redefiniuje nowoczesną męskość i ponadczasową elegancję.
Sprawdź, jak Defender z oponami Yokohama Geolandar A/T G015 radzi sobie w podróży z Polski do Dolomitów – test w trasie i w terenie.
Więcej jest teraz supersamochodów V12 niż aut miejskich. Do tego grona zamierza dołączyć Garagisti.
Temerario ma wysokoobrotowe V8 i trzy e-motory, ale czy technologia nie pozbawiła go duszy Lambo?
Może nie wygląda, ale to całkiem nowy Ariel Atom. Stanowi ogromny krok naprzód względem poprzednika.
Nowe Ducati V4 RS: Diavel i Multistrada w numerowanych seriach. Styl, lekkość i osiągi inspirowane MotoGP.
Analogue Automotive prezentuje projekt na bazie Elise z podobnym podejściem do lekkości jak w GMA.
W Europie póki co nie zobaczymy GR Yarisa z dodatkowym pakietem aero. To opcja tylko na Japonię.
BLEU DE CHANEL L’Exclusif. Bursztynowo-drzewna kompozycja, która redefiniuje nowoczesną męskość i ponadczasową elegancję.
Najmocniejsze Lamborghini w historii! Fenomeno 2025 z V12 i hybrydą ma 1080 KM, osiąga 350 km/h i powstanie tylko 29 egzemplarzy.
McLaren 750S JC96 – 61 egzemplarzy tylko dla Japonii. Limitowana edycja upamiętnia zwycięstwo McLarena F1 GTR w JGTC 1996.
Do katalogu części historycznych Toyoty dołączyły bloki i głowice do jednostki 4A-GE.
Lukę w gamie powstałą po wycofaniu linii SF90 Ferrari wypełnia nowym modelem 849 Testarossa.
Technologia T-Hybrid posłużyła Porsche do stworzenia najmocniejszego cywilnego 911 w historii.
Niby to tylko kolejny elektryczny SUV, ale realnie iX3 to początek nowej strategii produktowej BMW.
Obecna klasa G w końcu zrzuca dach. Mercedes zapowiada nową odmianę Cabriolet.