Centralna Polska - region idealny dla turystyki samochodowej - staje się celem zimowej wyprawy w ramach akcji "Yokohama on Tour"
Po pięciu latach SUV Lamborghini zyskał cenne aktualizacje. Od niedawna bazową wersją jest Urus S.
Ostatnie Lamborghini, któremu można przypisać cechę taką jak “subtelność” jest już zamierzchłą przeszłością, a nowy Urus wcale nie zmieni tego stanu rzeczy. Po pozytywnym zaskoczeniu jakim był model Performante (oczywiście przy zachowaniu proporcji), nieco ugrzeczniony Urus S również okazuje się znacznym krokiem naprzód względem poprzednika. Podkreślam - wszystko należy tu osadzić w pewnym kontekście.
Po liftingu przeprowadzonym na początku roku po raz pierwszy mamy w gamie Urusa dwie stałe pozycje. Obie wersje - S i Performante - korzystają z 4-litrowego silnika V8 twin turbo, tego samego co w plejadzie innych aut, od Bentleya Flying Spur do Porsche Panamera i Audi RS6. Kluczowe parametry w obu odmianach SUV-a Lamborghini to 666 KM i 850 Nm - 16 KM więcej niż wcześniej przy tym samym momencie obrotowym. Różnica polega więc na kwestiach kosmetycznych (np. maska w S jest lakierowana, w Performante z gołego karbonu), wybranych elementach osprzętu (Performante ma wydech Akrapovic) oraz zawieszeniu (S zachowało zawieszenie pneumatyczne; Performante ma o 20 mm niższe sprężyny stalowe).
Od momentu gdy Urus S z potężnym rykiem (ku uciesze sąsiadów) uruchomi wszystkie swoje 8 cylindrów staje się jasne, że delikatność nie leży w jego naturze. Reakcja na gaz w najłagodniejszym trybie Strada jest tak ostra, jak w innych autach koncernu VAG po włączeniu ustawienia Sport. Podobnie skrzynia - jej najbardziej przyjazne ustawienia pokrywają się z tym, co zwykle jest o poziom wyżej. Wymaga to przeprogramowania pamięci mięśniowej, aby operować pedałami bardziej łagodnie. W przeciwnym wypadku jesteś zdany na łaskę i niełaskę napędu, który rzadko działa na mniej niż 100 procent.
Przełączenie na Sport jeszcze zwiększa agresję, utrudnia wyważone operowanie gazem i sprawia, że każda zmiana biegów jest odczuwalna na plecach. W którymś momencie pewnie pomyśleliście, że tryb Corsa musi być niezłą zabawą, ale na drodze to właśnie największy wróg Urusa S. Podobnie bez sensu jak konieczność przeklikania znowu wszystkich trybów, aby wrócić do ustawienia Comfort.
Na szczęście podwozie nie jest tak ordynarne. Pneumatyka w parze z układem czterech kół skrętnych i systemem torque vectoring zintegrowanym z dyferencjałem zapewnia Urusowi S niespodziewaną zręczność wzbudzającą spory kredyt zaufania. Tłumienie wypada przyzwoicie, nawet na kiepskiej drodze, co może imponować zważywszy na opony w rozmiarze 22 cali i profilu 40. Z drugiej strony jest na tyle twardo, że samochód ma niewielkie przechyły w zakrętach, więc zapewnia odpowiednie czucie przyczepności tam, gdzie inne SUV-y tej klasy nie potrafią ukryć swojej ogromnej masy.
Gdy przesadzisz w zakręcie przednia oś, zgodnie z oczekiwaniami, pojedzie w sobie tylko znanym kierunku, wystarczy jednak podnieść nogę z gazu, aby tył wyrównał i odzyskał stabilność. Z pewnością nie jest to maszyna łatwa do opanowania na limicie. Dodatkowo gdy aura jest akurat chłodna i wilgotna, zimne opony Pirelli P Zero Corsa (w 2.2-tonowym SUV-ie!) ślizgają się po asfalcie nie robiąc sobie nic z masy wgniatającej je w nawierzchnię.
Silnik: 3996 ccm, V8 twin turbo
Moc: 666 KM / 6000 obr./min.
Moment obrotowy: 850 Nm / 2300-4500 obr./min.
Masa: 2200 kg (303 KM / tonę)
0-100 km/h: 3,5 s
Prędkość: 305 km/h
Cena: od 1,2 mln zł
Łatwo jest krytykować Urusa. Począwszy od nadmiernie ekspresyjnego wyglądu zewnętrznego i kokpitu, aż po atencyjne nastawienie i ten przesadzony efekt gotowości do działania w każdej chwili. W tym natłoku wrażeń łatwo przeoczyć co naprawdę chcieli osiągnąć inżynierowie Lamborghini. To nie jest samochód w naszym stylu, ale jego świetna sprzedaż (ponad 20 tysięcy dostarczonych egzemplarzy) daje firmie z Sant’Agata solidne finansowe podstawy do budowy kolejnych brutalnych supersamochodów, które tak bardzo kochamy.
Centralna Polska - region idealny dla turystyki samochodowej - staje się celem zimowej wyprawy w ramach akcji "Yokohama on Tour"
Odkrywamy, co przyniesie 51. edycja kultowego kalendarza Pirelli, zwanego „The Cal”
Lamborghini Revuelto na okładce piętnastego wydania EVO Magazine – pożegnanie sezonu z superautem!
Ośmiu polskich kierowców Forch Racing by Atlas Ward staje do walki o dominację w niemieckiej serii wyścigowej.
Najszybsze Alpine A110 poprawiło się o 20 s względem wersji R. Może stąd cena 265 tys. euro…
Z mocą ponad 850 KM nowe Ferrari 296 VS będzie jedną z najgorętszych premier 2025 roku.
Alpine A390 ma zadebiutować jeszcze w tym roku. Model ten bierze na celownik Polestara i Porsche.
Zgodnie z harmonogramem elektryfikacji, Ferrari zaprezentuje swoje pierwsze EV jeszcze w tym roku.
Dwa Aston Martiny Valkyrie kategorii LMH pojawią się w stawce WEC podczas pełnego sezonu 2025.
Audi znowu miesza w gamie. Seria A6 będzie kontynuowana, zatem RS6 zachowa V8 i napęd quattro.
Jako odpowiedź na R5, a w mocniejszych wersjach na Alpine A290, Cupra Raval ma sporo do wygrania.
Stawka wyścigu Le Mans coraz bardziej się zacieśnia. W 2027 do topowej klasy LMDh dołączy Ford.
Designer Anthony Jannarelly stworzył modne retro-coupe na bazie Ferrari 360 i nazwał je Ælla-60.
Polestar 4 dołącza do “dwójki” i “trójki” w unikalnej, inspirowanej rajdami kolekcji Arctic Circle.
Morgan podzielił się informacjami na temat nowego modelu flagowego z sześciocylindrowym silnikiem.
Jedno z najlepszych szybkich kombi - BMW M3 Touring - właśnie dostało ostrzejszą wersję CS.