Ośmiu polskich kierowców Forch Racing by Atlas Ward staje do walki o dominację w niemieckiej serii wyścigowej.
Zanim przyjrzymy się elektrykom z logo N, na warsztat bierzemy klasyczne Hyundaie, w których nie brakuje emocji.
O tym, że Hyundai z oznaczeniem N to naprawdę dobry wybór, w EVO pisaliśmy już nie raz - zarówno w wersji papierowej, jak i online. Tym razem postanowiliśmy jednak bezpośrednio zestawić ze sobą dwa najbardziej… funkcjonalne spalinowe modele N w ofercie. Zrezygnowaliśmy z miejskiego i20 N, hatchbacka i30 N oraz Elantry N (jeszcze niedostępnej w Polsce - oby się to zmieniło) na rzecz modeli i30 N Fastback oraz podniesionej Kony N.
Więcej o i30 N pisaliśmy w pierwszym wydaniu magazynu EVO. W aucie ze zmienioną sylwetką tylnej części nadwozia oraz dodatkową przestrzenią bagażową (436 litrów - 55 jednostek więcej), wiele w aspektach technicznych się nie zmieniło. Ten sam pozostał rozstaw osi, układ hamulcowy czy zawieszenie, można więc powiedzieć, że to głównie kosmetyka niewpływająca zanadto na prowadzenie. Nawet masa własna Fastbacka wyższa o 19 kg (równa 1474 kg) raczej nie będzie wpływała na odczucia z jazdy szczególnie, że rozmawiamy o samochodzie drogowym, ze sportowymi aspiracjami, a ewentualne wizyty na torze wyścigowym będą tylko odskocznią od codziennego użytku. Jak w tym zestawieniu wypada Kona N? Crossover w teorii powinien być tu użytkowym zwycięzcą, okazuje się jednak, że inżynierowie postawili przede wszystkim na nieco większy prześwit oraz podwyższoną sylwetkę, odczuwalną także w czasie jazdy. Przestrzeń bagażowa to 361 litrów, a masa własna - 1510 kg.
Kona jest też najkrótsza z trzech przytoczonych aut, mimo to jednak z powodzeniem zabierze na pokład czwórkę dorosłych pasażerów. Ci w tylnym rzędzie mają dostęp do gniazda USB, kieszeni w fotelach przednich, podłokietnika z dwoma miejscami na napoje, a nawet podgrzewanych foteli. Brakuje niestety nawiewów i odrobiny większej przestrzeni na nogi i głowę w dłuższej trasie, choć jak na tak stosunkowo skromne gabaryty zewnętrze - i tak jest nieźle. Z przodu standardowe kubełkowe fotele są znakomitym kompromisem między trzymaniem bocznym, rasowym wyglądem i komfortem. Są elektrycznie regulowane (opcja), za to umieszczone znacznie wyżej niż w i30 N Fastback. Ma to rzecz jasna swoje plusy, choć sportowe aspiracje nieco gryzą się tu z funkcjonalnością i wygodą na co dzień.
Hyundai przyzwyczaił nas już do klasycznych, ładnych w formie i nowoczesnych, ale nieprzesadzonych wnętrz. W odmianie N na sportowej kierownicy Kony umieszczono programowalne przyciski N (można nawet ustawić pod którymś z nich włączenie sportowego trybu wraz z wyłączeniem systemów stabilizujących bez konieczności wyłączania każdego z osobna) oraz bardziej ostentacyjny niż w i30 N guzik NGS odpowiadający za… najbardziej sportowe ustawienia przez 20 sekund (wbrew temu co piszą niektóre media, jakoby był to dodatkowy zastrzyk momentu obrotowego). Świetne np. podczas konieczności dynamicznego wyprzedzenia, kiedy komfortowo podróżujemy przez Polskę.
W środku jest schludnie, choć mało naturalnie wygląda… tablet przed kierowcą, na którym wyświetlane są wskaźniki. W i30 N Fastback znalazły się klasyczne zegary i osobiście korzystało mi się z tego lepiej. Poza tym - niezłe materiały, choć bardzo dużo plastiku, za to nie skrzypi i ma kilka rodzajów, nie razi więc aż tak morze tworzyw sztucznych. W i30 jest niewiele lepiej… ale lepiej. Całość sprawia wrażenie nieco bardziej dopracowanego i dojrzałego, choć różnice są raczej kosmetyczne. Kona N dostępna jest wyłącznie z mocniejszą, 280-konną jednostką napędową (w i30 N jest też wariant bez dopisku Performance, o mocy 250 KM, z mniejszymi hamulcami oraz bez sterowanej elektronicznie, mechanicznej szpery) oraz 8-biegowym automatem (w niższym aucie w palecie znajduje się także 6-stopniowy manual).
Maksymalny moment obrotowy to 392 Nm. Pomimo podniesionego nadwozia, nie znalazł się tu napęd obu osi i zastosowano wyłącznie zmienione ustawienia kontroli trakcji na cięższe warunki. W teorii - jak na hothatcha to może i dobrze. W praktyce jednak, jest to samochód nieco bardziej wszechstronny w użytku i to wsparcie tylnych kół z pewnością by się przydało.
I30 N bez wątpienia lepiej radzi sobie na krętych drogach, zwłaszcza z powodu niższego środka ciężkości. Choć w teorii to samochody bliźniacze, w zasadzie z innym nadwoziem, to jednak w różnych warunkach drogowych różnice są diametralne. Konę N powinni wybrać ci, którym zdarza się montować fotelik i tych kilka cm wyżej zawieszonego nadwozia może się faktycznie przydać. Weekend na działce? Nieutwardzony podjazd? Pomimo twardego zawieszenia o nieregulowanym prześwicie, tych kilka cm więcej prześwitu na pewno może okazać się zbawienne. Na koniec pozostaje aspekt po prostu wizualny i poczucia teoretycznego bezpieczeństwa - jeśli kierowca preferuje wyżej umieszczone fotele, co pewnie poniekąd wpływa też na widoczność oraz podoba mu się nieco bardziej kosmiczny wygląd samochodu, to bez wątpienia Kona N jest dla niego. I30 N w odmianie Fastback to samochód bardziej zachowawczy.
Co prawda w tym właśnie nadwoziu wygląda bardziej okazale niż tradycyjny hatchback, ma też nieco większy bagażnik, ale stara się nie rzucać w oczy i wychodzi mu to całkiem sprawnie. Czy będzie tu jednak zwycięzca? Z pewnością nie. I30 N jest trochę bardziej bezkompromisowe, przynajmniej w sportowych nastawieniach. Obydwu pojazdów lepiej na co dzień używać w trybach niższych, bo faktura asfaltu odczuwana na plecach to nie jest coś, co kocha się przy dojeździe do pracy. Ich potencjał jest jednak naprawdę daleko posunięty i jak w przypadku i30 N rywale potrafią równie sporo, tak Kona N nieustannie pozostaje trochę szalonym pomysłem inżynierów, na który sposób na ten moment znaleźli wyłącznie pracownicy Forda (Puma ST), Volkswagena (T-Roc R) i Cupry (Formentor).
Hyundai i30 N Fastback Performance z automatem to wydatek 190 500 zł. Kona N jest symbolicznie droższa i kosztuje 190 900 zł. Bez względu na koszty, zwycięzcy tu jednak nie ma. Wszystko opiera się o gust oraz zapotrzebowanie, pomimo tego jak stosunkowo niewielkie różnice dzielą oba te samochody. Niezależnie od decyzji nieustannie są to jednak samochody skoncentrowane na kierowcę, z pełnym systemem telemetrii, znakomitym prowadzeniem, genialnym, uturbionym silnikiem 2.0, świetnym wyglądem i niezłym balansem pomiędzy możliwościami a ceną. Spieszcie się, bo w pełni spalinowego, niehybrydowego Hyundaia można będzie kupić jeszcze tylko przez kilkanaście miesięcy.
Ośmiu polskich kierowców Forch Racing by Atlas Ward staje do walki o dominację w niemieckiej serii wyścigowej.
Od przeszło 100 lat światy aut i motocykli romansują ze sobą. Ducati z Bentleyem spotykają się po raz pierwszy.
To pierwszy raz, kiedy na okładce gości nie tylko samochód! O co chodzi w zestawieniu auta i motocykla?
Zapraszamy w okolice Gór Świętokrzyskich, jednego z najstarszych pasm górskich w Europie.
Singer i Alfaholics zbyt oklepane? Oto doładowany Jaguar XJS V12 o mocy 670 KM z manualną skrzynią.
Jaguar wchodzi w okres zmian, a ich nowa limuzyna EV dostanie nowy napęd, design i logo.
Final Five to ostatnia seria F22 i pożegnanie z silnikami Audi. W tle już czeka nowy hipersamochód.
Nadchodzące BMW serii 3 z rodziny Neue Klasse otrzyma napędy spalinowe, hybrydowe i elektryczne.
Roma, najmniejsze GT Ferrari, zostanie zastąpiona nowym modelem w 2025 roku. Prototypy już jeżdżą.
Podobnie jak Veyron i Chiron, ostatnie Bugatti z W16 żegna się niebagatelnym rekordem prędkości.
Ośmiu polskich kierowców Forch Racing by Atlas Ward staje do walki o dominację w niemieckiej serii wyścigowej.
Taycan GTS jest lżejszy niż M5 i niemal tak samo mocny. Możesz go mieć także w wersji Sport Turismo.
CSR Twenty to limitowana wersja Seven stworzona do jazdy przede wszystkim po drogach publicznych.
Alpine przechodzi na elektryczność i zaczyna od hatchbacka A290. Czy model ten ma DNA Alpine?
Koncept Mazda Iconic SP z silnikiem Wankla przeobrazi się w niewielki sportowy samochód produkcyjny.
Pierwszy elektryczny Bentley pojawi się w 2026 roku, ale marka zamierza pozostać przy ICE do 2035.